2024.06.16 - Jubileuszowa historia trzech godzin według wskazówkowego zegarka

Na pewno mało kto pamięta że Biegowe Stowarzyszenie Edi-Team Zgorzelec powstało ponad 18 lat temu. Większość natomiast skojarzy, że nazwa wywodzi się od dobrze znanego i szanowanego w lokalnym środowisku biegowym, maratończyka Edwarda Jołtucha, na którego i tak wszyscy mówią MISTRZU!

Ale czy ktoś wie, jak te maratony u popularnego Edka się zaczęły? Poczytajcie bo właśnie dzisiaj (16.06.2024 r.) mija okrągła 50 rocznica jego debiutu, na tym królewskim dystansie!

Wielki miłośnik biegania, propagator biegów na długim dystansie, w swoim pierwszym maratonie zadebiutował dokładnie 16 czerwca 1974 roku. Jako arenę swoich zmagań wybrał 9 Międzynarodowy Maraton w Dębnie Lubuskim, na który oczywiście wybrał się komunikacją państwową: najpierw autobusem PKS relacji Zgorzelec – Zielona Góra, a później pociągiem PKP do Dębna.

W całym przedsięwzięciu towarzyszył mu klubowy kolega Stanisław Kuba, który wspierał Mistrza w drodze do ukończenia swojego pierwszego w życiu maratonu. Lokalizacja nie była przypadkowa ponieważ ten maraton miał status nieoficjalnych Mistrzostw Polski (oficjalne nie odbyły się).

Całość wydaje się być bardzo dobrze zorganizowana, ponieważ obydwaj Panowie na miejscu pojawili się dwa dni przed startem, korzystając z noclegu w szkolnym internacie. W międzyczasie udało się zwiedzić pobliską halę produkcyjną soków owocowych.

Start do biegu zaplanowany był na godzinę 15:00, natomiast o godzinie 12:00 zawodnicy w tym także i Mistrzu spożywali sporządzony przez organizatorów posiłek, na który składały się rosół z makaronem, oraz pół gotowanego kurczaka.

Przed biegiem dopadł go stres. Dębno to stosunkowo nieduża miejscowość, zamieszkiwana wtedy przez około 4-5 tysięcy ludności. W dzień startu wyglądało jakby wszyscy pojawili się na trasie, aby dopingować maratońskich bohaterów. Wtedy pojawiła się obawa o powodzenie ukończenia biegu maratońskiego.

Plany były ambitne. Zawodnik miejscowego klubu MKS OSA Zgorzelec, już w pierwszym swoim starcie zamierzał złamać słynne trzy godziny. Pogoda była sprzyjająca, jak to Mistrzu określił wręcz idealna, o jego wytrzymałości nie trzeba chyba dużo pisać, trasa płaska, też dobrze przygotowana i wyposażona w punkty odświeżania, więc to mogło się udać.

O 15:00 wystartowali. Zawodnicy swoje zmagania zaczynali w strefie miejskiej i kontynuowali je szosą w leśnej scenerii, z nawrotem po zbiegu w leśną ścieżkę. Trasa, a w zasadzie jej pętla zamykała się po 8439 metrach, na punktach woda, soki pomarańczowe, cytrynowe i grapefruitowe z miejscowej wytwórni.

Sprzęt nie taki jak dzisiaj. Spodenki, bawełniana koszulka, zegarek wskazówkowy i niezbyt amortyzowane sportowe buty Polsport znane wtedy jako popularne Wałbrzychy.

Pierwsze problemy zaczęły się już po 20 kilometrze i objawiły się skurczem w łydce, jednakże emocje które dzisiaj określane są endorfinami, czy adrenaliną pozwoliły przetrwać.

Kiedy do mety zostało 400 metrów, okazało się że nasz mentor ciągle ma szansę złamać magiczną barierę trzech godzin. Przyspieszył, ale zabrakło 12 sekund. Trochę tym faktem był zniesmaczony, ponieważ to przekładało się na odcinek zaledwie 45 metrów. Na mecie uzyskał czas 3 godzin 00 minut i 11 sekund. Można tylko żałować że w tych czasach nie było zegarków ze stoperem, bo wskazówki niekoniecznie co do sekundy musiały pokrywać się z wystrzałem startera. No cóż trzeba jednak przyznać że wynik jak na debiut i tak imponujący!

Medali za ukończenie maratonu wówczas nie było (zastępowały je proporczyki), medal dostawała tylko pierwsza trójka, natomiast pozostali sklasyfikowani na mecie nagradzani byli tak zwanymi nagrodami ze stołu: Pierwszy był wyczytywany, podchodził do stołu i wybierał sobie dostępną nagrodę i tak aż do ostatniego, który ukończył ten morderczy dystans.

Mistrzu zgodnie z klasyfikacją końcową, do stołu podszedł jako 73 ale i tak do domu wrócił z żelazkiem.

Edward Jołtuch nadal udziela się w sporcie, dumnie wspierając nasze stowarzyszenie. Jest niezastąpiony przy organizacji klubowych biegów. Ukończył dziewięć biegów 100 kilometrowych i 42 maratony i tak to właśnie wszystko, dokładnie pół wieku temu się zaczęło!

 

                                                                                                                                                             T.R.